![]() |
Źródło: Internet |
W
tym artykule zostanie przedstawiona sprawa procedur i
efektów badań profilaktycznych, na podstawie analizy wykonywanych
badań mammograficznych, rzekomo zapobiegających rakowi piersi.
Okazuje się, że badania te nie tylko są fałszywą flagą do
wyciągania pieniędzy pod pretekstem ochrony zdrowia, ale powodują
rozwój raka piersi u kobiet!
Na
potrzeby bankierów stworzone zostało pojęcie Medycyny Opartej na
dowodach, ale za dowody uważa się publikacje w prasie, całkowicie
kontrolowanej przez firmy farmaceutyczne. W Polsce i na świecie
monopol ma firma Elesevie, wydająca ponad 2460 tytułów. W Polsce
jej przedstawicielem jest wydawnictwo Urban&Partner. Innym
wydawnictwem jest Termedia, które kontroluje 33 tytuły. Innymi
słowy, przeciętny lekarz nie ma dostępu do prac naukowych, z
wyjątkiem publikacji reklamowych.
Jeżeli
nie można opracowywać metod leczenia i pomagać chorym, a chce się
zarabiać, to tworzy się procedury, które to ułatwiają. Jednym z
takich działów jest tak zwane Zdrowie Publiczne.
W
jaki sposób Zdrowe Publiczne może w sposób łatwy, za pomocą
pióra i papieru, zdobywać fundusze, nie bojąc się o niepowodzenia
w leczeniu? W bardzo prosty sposób, wystarczy wmawiać
społeczeństwu, że może uniknąć choroby, poddając się badaniom
przesiewowym, lub profilaktycznym.
Badania
takie są doskonałym skokiem na kasę powszechnych ubezpieczeń
przymusowych, ponieważ nie rodzą żadnych następstw. Jeżeli mam
znajomego w NFZ, który, oczywiście po konkursie, przyznaje mi
kilkadziesiąt tysięcy na przykład na profilaktykę raka sutka u
kobiet, czyli na badania mammograficzne, to dla mnie nie kryje się
żadne niebezpieczeństwo, czy rozpoznam dany nowotwór, czy też
nie. A czysty zysk do kieszeni za prowadzenie takich badań wpływa.
Samo wysłanie zawiadomień może kosztować kilkadziesiąt tysięcy
złotych i o tyle jest uszczuplony fundusz NFZ, bez żadnego pożytku
dla chorych. Jest to czyste marnowanie pieniędzy podatnika, ale nikt
nikogo z tego powodu nie rozlicza.
Czy
takie badania mają w ogóle sens ,czy są po prostu okradaniem
społeczeństwa z przymusowo ściąganych podatków? Proszę
zauważyć, że ośrodki, które wykonują takie badania i biorą
społeczne pieniądze, nie przedstawiają żadnych publikacji. Nawet
NFZ wstydliwie siedzi cicho i rozliczenia nie pokazuje.
Jest
to zresztą powszechne postępowanie, zarówno instytucji
państwowych, jak i samorządowych, że ukrywają wyniki prac
wykonywanych w ramach tzw. grantów, czyli prac zleconych, a
opłacanych z podatku. Wszelkie prace naukowe, analizujące wyniki
zbiorcze takich przesiewowych, czy jak kto woli, profilaktycznych
badań wskazują, że jest to tylko i wyłącznie skok na kasę.
Poniżej
podam po raz kolejny, jak wygląda sprawa procedur i efektów tych
badań profilaktycznych, na podstawie analizy wykonywanych badań
mammograficznych, rzekomo zapobiegających rakowi piersi. Okazuje
się, że badania te nie tylko są fałszywą flagą do wyciągania
pieniędzy pod pretekstem ochrony zdrowia, ale powodują rozwój raka
piersi u kobiet.
Już
badania opublikowane w 2010 roku wykazały, że zmniejszenie
śmiertelności z powodu raka piersi u kobiet kształtuje się jak
2.4 osoby na każde 100 000 wykonanych badań, czyli jest zupełnie
nieistotne.
Potwierdziły
to kolejne analizy badań przesiewowych, opublikowane w 2011 roku w
The Lancet Onkology, które wykazały, że kobiety, które wykonują
często badania mammograficzne,
mają zdecydowanie większe prawdopodobieństwo wystąpienia
inwazyjnego raka piersi w okresie 6 lat, niż kobiety z grupy
kontrolnej, nie wykonujące tych badań.
Praca
opublikowana w 2015 roku jeszcze bardziej dołuje te panie, które
uwierzyły w skuteczność mammografii, masowo reklamowanej przez
Ministerstwo Zdrowia, czy Narodowy Fundusz.
Autorzy
poddali analizie 16 milionów przypadków rozpoznanego
w 547 powiatach raka piersi u kobiet w USA. Badania obejmowały
przedział 10 lat i miały na celu określenie korelacji pomiędzy
badaniem mammograficznym, a umieralnością kobiet z powodu raka
piersi. Badanie to obejmuje najdłuższy okres czasu i największą
liczbę kobiet.
Generalny
wniosek jest taki, że badania mammograficzne znajdują najczęściej
małe, nieszkodliwe zmiany, natomiast nie mają zupełnie wpływu na
tzw. śmiertelne nowotwory. Czyli
badania mammograficzne doprowadzają do powszechnej
nadrozpoznawalności, czyli generalnie są szkodliwe.
Dr
Otis Webb Brawles, Szef medyczny American Cancer Society stwierdza
jednoznacznie:
„Guzy,
które mammograficznie mogą nawet spełniać kryteria raka, jeżeli
są samotne, nigdy nie będą specjalnie rosnąć i tworzyć
przerzutów”.
Kolejna
praca opublikowana już w 2011 roku wskazywała, że czym częstsze
badanie mammograficzne, tym częstsze występowanie raka piersi.
Innymi słowy, każdy procent wzrostu badań przesiewowych, powoduje
wzrost raka piersi o 35 do 49 przypadków na 100 000 badań.
Promieniowanie
rentgenowskie wykorzystywane w mammografii jest powodem powstawania
nowotworów, co udowodniono już ponad 80 lat temu. Dziwnym trafem
jest to lekceważone w przypadku badań mammograficznych.
Podobnie
sprawa dotyczy także kobiet, głównie pochodzenia chazarskiego, z
mutacją genu BRCA 1.
Przypomnę,
wstępne badania wykazały, że dziedziczenie tego genu może
zwiększyć prawdopodobieństwo wystąpienia raka piersi. Prawda jest
jednak zdecydowanie inna.
Cała
heca z badaniami genetycznymi oparta jest na badaniach wymyślonych
przez wojsko do celów broni biologicznej. Po 5 latach badań i
wyrzuceniu 5 miliardów dolarów uzyskano wiedzę dotyczącą 4-5%
genów. Okazuje się, że geny reagują na środowisko. Innymi słowy,
jeżeli w środowisku znajdą się substancje szkodliwe, to geny mogą
zwiększyć produkcję, lub zmniejszyć, a to z kolei zależy od
ogólnie mówiąc zatrucia substancjami toksycznymi, choćby
wprowadzanym do organizmu pod pretekstem szczepień aluminium.
Badania
opublikowane w Biologii Nowotworów budzą poważne wątpliwości co
do roli dziedziczenia w powstawaniu nowotworów i reklamy genu BRCA.
Znalezienie
w badaniu mammograficznym jednego nowotworu ”prawdziwego”,
towarzyszy znalezienie pięciu, które nie wymagają żadnego
postępowania medycznego. Czyli aż pięć kobiet musi przejść
szkodliwą chemioterapię i radioterapię niepotrzebnie!
Z
prac opublikowanych już wcześniej wynika, że już w 2007 roku, w
Archiwum Medycyny Wewnętrznej przeprowadzono analizę 117 prac
naukowych, które prezentowały wyniki badań mammograficznych.
Okazało się, że fałszywie
dodatnie badania były bardzo częste, od 22 do aż 56 %, w okresie
10 lat. Czyli w zależności od aparatury i wyszkolenia lekarza, aż
co druga kobieta była niepotrzebnie narażona na nie tylko stres,
ale i kalectwo obcinania piersi.
Kolejna
analiza wykonana przez Cochrane Database w 2009 roku potwierdziła,
że aż 30% badań jest fałszywie dodatnich i naraża kobiety na
niepotrzebne, szkodliwe leczenie, które zwiększa ryzyko prawdziwego
raka. Badania te dowodzą także, że na każde 2000 badanych
kobiet tylko jednej uratuje się życie, ale aż 10 zdrowych kobiet
będzie musiało być okaleczonych i przejść niepotrzebne trucie
chemioterapią. Szczególnie narażone są na pomyłki kobiety z
gęstym utkaniem tkanki piersiowej. Czułość mammografii dla
gęstych utkań jest bardzo niska i wynosi tylko 27%.
W
tym kontekście należy zapoznać się z cyrkiem wyprawianym przez
Angelinę Jolie i wypowiedziami różnych autorów na ten temat. Była
to czysta propaganda, związana z reklamą. Jak oszacowano, dała ona
zysk przemysłowi farmaceutycznemu rzędu miliarda dolarów. Ile
kobiet przeszło niepotrzebne operacje i chemioterapie, na wszelki
wypadek nie podano.
Z
drugiej strony kobiece i medyczne czasopisma, nie podają, że jedną
z głównych przyczyn raka piersi są dezodoranty i zawarte w nich
chemikalia.
Dlaczego
nie podaje się, że glifosat produkcji Monsanto powoduje wzrost raka
piersi o 370%? Przecież w Polsce wyjaśniałoby to wzrost zachorowań
na raka w województwach wschodnich, typowo rolniczych.
Dlaczego,
pomimo udowodnienia związku z rakiem glifosatu, nazywanego w Polsce
Roundapem, sprzedaje się go w sieci handlowej i jest masowo
wykorzystywany przez działkowców? A potem się mówi, że dzieci
jedzą nie pryskane zbiory.
W
ciągu 40 ponad lat pracy nie spotkałem się z tym, aby jakikolwiek
onkolog zlecił kobiecie wykonanie
badań 25OHD . Udowodniono, że poziom witaminy D-3 ma istotny wpływ
na wzrost nowotworów piersi. Te chore, które przechodziły, przez
poradnie chirurgiczne, najczęściej miały poziom witaminy D
drastycznie niski.
Suplementacja witaminą D-3 od 50 lat praktycznie w Polsce nie
istnieje, chociaż powinna wynosić 5000 j.m., plus witamina K-2 w
ilości 100 mcg – dziennie. U kobiet, u których poziom jest
tragicznie niski, suplementacja dzienna to 10000 j.m witaminy D-3
przez okres co najmniej 4-6 tygodni, a nie jak podaje się w polskich
reklamówkach 1000 – 2000 j.m.
Źródło:
Dr
Jerzy Jaśkowski
polishclub.org
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza