![]() |
Źródło: Internet |
-
Wiele osób silnie reaguje na zmiany pogody, brak światła czy
niskie ciśnienie - mówi dr Ewa Woydyłło w rozmowie z "Polska
The Times" i uspokaja: "Możemy doskonale zapobiegać
zapaściom nastroju". Gorszy nastrój nie oznacza jednak
depresji. "Producenci leków zarabiają właśnie na urojonej
depresji" – ocenia.
Wiedząc
o tym, że w naszym klimacie mamy co najmniej cztery miesiące
krótkiego dnia, długich wieczorów, późnego ranka, niskiego
ciśnienia i wysokich opadów, powinniśmy być na to przygotowani.
Przecież wiemy, że w naszej sferze klimatycznej pogoda od tysięcy
lat wyglądała w taki sposób. Uważam, że bardzo wiele zmienia
autosugestia.
Czyli
wiele zależy od naszego nastawienia do rzeczywistości i od
charakteru?
Nie
od charakteru, ale od wiedzy. Oczywiście są pewne nawyki, ale mając
świadomość, jak wiele możemy zdziałać sami, zamiast jechać
windą, powinniśmy wchodzić po schodach. Czy to tak wielki wysiłek?
Czy potrzeba do tego jakiegoś szczególnego charakteru? Po prostu
wiem, że muszę się ruszać i że im więcej się poruszam, tym
bardziej pobudzam się energetycznie, tym jest mi cieplej, czuję się
bardziej dotleniona, więc wystarczy jedynie troszkę wprawy. Nie
potrzeba do tego pieniędzy, żadnego spa ani wyjazdów do ciepłych
krajów. W Polsce taki klimat był przecież od zawsze. Znajdujemy
się na tej samej kuli ziemskiej, na której mieszkali nasi
prapradziadowie. I oni na żadne depresje nie cierpieli. Mieli różne
prace do wykonania, a jak było troszkę mniej roboty, to siadali,
śpiewali, bawili się z dziećmi, wychodzili na pole i patrzyli na
wschody słońca. Tutaj nie ma żadnych tajemnic.
Na
rynku pojawia się coraz szersza oferta leków antydepresyjnych...
Przemysł
farmaceutyczny bardzo chętnie usidla ludzi, wciskając im jakieś
tabletki na depresję. Faszerują nas chemią, wmawiają nam, że
jesteśmy chorzy albo że cierpimy bez powodu. I to niestety jest
groźne. Jeśli ktoś dał się tym omamić, to niestety przegrał
życie.
Czyli
ten wysoki odsetek chorych na depresję to sprawka mediów i reklam?
To
bujda na resorach. Na depresję zawsze chorowało i choruje 3,
maksymalnie 5 proc. społeczeństwa. Depresja to choroba mózgu. Mózg
chorych na depresję osób nie produkuje endorfin. Kropka. To trochę
tak, jak z autyzmem. Czy co drugie dziecko jest autystyczne? Nie!
Podobnie co drugi człowiek nie jest chory na depresję. Ale teraz
lekarze, głównie psychiatrzy, napędzają przemysł farmaceutyczny.
Na przykład, jeśli w rodzinie ktoś umrze, mówi się bliskim
zmarłego, żeby poszli do psychiatry po tabletkę. Jeśli dziecko
się słabo uczy i rodzice się martwią, zaleca się im wizytę u
psychiatry i wykupienie recepty na leki. Słowem "depresja"
współcześnie nazywa się to, co człowiek przeżywa. Żałoba w
naszym języku zaczyna być tożsama z depresją. Podobnie jest z
bezrobociem. A ludzie na to pozwalają. Zwłaszcza Polacy. Przecież
jesteśmy jedynym krajem w Europie, który ma reklamy leków. Czy
pani o tym wie? Jesteśmy narodem ćpunów.
Naprawdę?
Tak.
To, co dzieje się u nas, to po prostu plaga. To nie wynika z tego,
że ludzie są słabi albo chorzy, a ze straszliwej bezmyślności
naszych ustawodawców. Pozwolenie na wyświetlanie reklam leków było
zbrodnią!
Już
ustaliłyśmy, że zbyt często zaleca się nam wizytę u psychologa
lub u psychiatry. A kiedy tak naprawdę powinniśmy zasięgnąć
porady specjalisty?
Najwyższy
czas na wizytę u psychiatry jest wtedy, gdy człowiek nie może już
normalnie funkcjonować. Jeżeli przez dwa tygodnie cierpi na
anhedonię, czyli nic go nie cieszy, nie czuje smaku, nie odczuwa
przyjemności, jest przygnębiony, to wtedy trzeba pójść do
lekarza pierwszego kontaktu lub do psychiatry. Nie miejmy jednak
wielkich nadziei, że trafimy do kompetentnego lekarza, który
zapyta, co się dzieje w naszym życiu. Bo jeśli nie zapyta, tylko
od razu zapisze środki przeciwdepresyjne, to produktem tej wizyty
będzie kolejny uzależniony.
W
dzisiejszych czasach psychiatrzy prawie w ogóle nie zajmują się
rozmową czy psychoterapią. Oczywiście trzeba prosić o pomoc,
niestety nie mam wielkiego zaufania do tej pomocy, ponieważ lekarze
mają pięć minut na każdego pacjenta. Więc wypisują cokolwiek i
mówią: "Do widzenia, następny!". To jest zamknięte
koło.
Jak
odróżnić zwykłe przygnębienie od depresji?
Przede
wszystkim powinniśmy zastanowić się, co może być przyczyną
obniżenia nastroju. Czy mamy jakieś zmartwienia i smutki i
spróbować z kimś o tym porozmawiać. Zazwyczaj mamy w swoim
otoczeniu kogoś bliskiego - przyjaciółkę, mamę czy sąsiadkę.
Niektórzy ludzie myślą, że to trzeba od razu do samego Zygmunta
Freuda. Wystarczy po prostu drugi człowiek. Kiedy powiem komuś, że
od kilku tygodni chodzę przygnębiona, i ktoś zapyta mnie, co się
stało, mogę mu na przykład opowiedzieć o tym, że mój mąż się
do mnie nie odzywa. Najpierw należy sprawdzić, czy tego problemu
nie da się samemu rozwiązać. Bo jeżeli on nie ma żadnej
przyczyny - na przykład wygrała pani milion w totolotka, ma pani
cudowne dzieci i wspaniałego męża, a mimo to przez dwa tygodnie
nie może pani wstać z łóżka, to wtedy to będzie depresja. Ale
jeśli jest jakiś powód, to najlepiej go natychmiast rozszyfrować
i rozwiązać. Na przykład żałoba. Żałoba trwa rok! Trzeba sobie
uczciwie powiedzieć: "Przez rok będę płakać, bo umarła
moja mama". Każda religia daje nam rok na pogodzenie się z
utratą bliskiej osoby. Tak było zawsze, to nie zostało wymyślone
pół roku temu. Ale ludzie nie chcą odczuwać smutku, nie godzą
się na to. Trzeba żyć z depresją, ale nie w depresji. W ciągu
całego życia człowiek setki razy ma gorsze dni, ale to nie znaczy,
że wszyscy jesteśmy chorzy na depresję, ludzie! Jeśli ktoś chce,
ze wszystkiego można zrobić sobie biznes - producenci leków
zarabiają właśnie na urojonej depresji.
A
my dajemy się na to nabrać...
5/6
tych tabletek to kostka fiksata. Wcale nie działają. To zawracanie
głowy! Niedawno miałam nieżyt gardła i poszłam do laryngologa.
Pani doktor wypisała mi 7 czy 8 środków. Stoję w aptece przy
ladzie i proszę o jeden lek, inny i jeszcze następny. Pytam
farmaceutkę, czy może mi powiedzieć, czy te wszystkie specyfiki
pomogą mi na gardło. "Wie pani, nie zaszkodzi". Nawet
sami farmaceuci pytają, po co aż osiem, przecież wystarczy jedna
tabletka czy spray do gardła. Ale lekarz wypisuje, bo on z tego coś
ma. Miałyśmy rozmawiać o depresji, a ja tu robię propagandę
antyfarmaceutyczną. Ale to wszystko się łączy.
Czyli
nie powinniśmy obarczać jesieni winą za depresję? Zła pogoda
powoduje przygnębienie, ale łatwo można sobie z nim poradzić.
Zresztą nie każdy je odczuwa. Na przykład małe dzieci w ogóle
nie odczuwają zmian pogody. Wystarczy popatrzeć na malutkie dzieci.
Ja mam w rodzinie czterolatka - budzi się rano i jest wesolutki bez
względu na to, czy mamy lipiec, czy listopad. Ale jeśli jego mama
zacznie wzdychać i stękać, a babcia będzie jęczeć: "O
Boże, nie mogę, znowu ciemno", to dziecko też się tego
nauczy. Niech pani kiedyś pójdzie do przedszkola na dwie godziny i
popatrzy, z jaką radością bawią się dzieci. To nie jest tak, że
klimat wpływa na złe funkcjonowanie organizmu. To, co ludzie
zaczynają wymyślać, może wpłynąć na zdrowie zdecydowanie
bardziej, bo potrafimy sobie wmówić dosłownie wszystko. Być może
niektórzy są takimi meteopatami, ale to nieliczne wyjątki. Jak
jest ponuro, to trzeba mieć fajne towarzystwo. Trzeba częściej
spotykać się ze znajomymi, wychodzić, iść potańczyć, pobawić
się, pograć w piłkę czy w tenisa. Właśnie dlatego, że mamy
predyspozycje do lenistwa. A na swoje lenistwo sami musimy opracować
remedium.
Zamieściłam
ten artykuł, bo niebawem kończą się wakacje, także słoneczko i
póki jesteśmy nasłonecznieni i pełni energii warto pomyśleć nad
tym, jak spędzić radośnie i spokojnie jesień i nie wpaść w pułapkę jesienno-zimowej depresji
.

Źródło: www.polskatimes.pl
Jeśli artykuł zainteresował Ciebie, proszę udostępnij go i podziel się nim ze znajomymi!
Jeśli artykuł zainteresował Ciebie, proszę udostępnij go i podziel się nim ze znajomymi!
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza